Dlaczego tak drogo? To pytanie, które słyszałam już wielokrotnie od osób, które zobaczyły ceny nie tylko moich powieści, lecz także innych książek w księgarniach. Dlatego też dziś wreszcie odpowiadam, że wcale nie drogo, bo po prostu wystarczająco, a czasami wręcz za tanio. Szok, co? Ale zaraz Wam wszystko wyjaśnię.
Nie jestem w stanie powiedzieć, ile mam książek na półkach, ale zdecydowanie jest ich dużo. Każda inna. Każda wyjątkowa. Niezależnie od tego, czy ma skrzydełka czy nie, czy ma oprawę twardą czy miękką, czy jest klejona czy szyta, czy na okładce zastosowano druk 3D, czy kartki w niej są białe czy kremowe. Jednak odkąd sama wydaję książki, to zwracam uwagę na każdy z tych elementów. I polecam to każdemu, szczególnie tym osobom, którym kiedykolwiek przyjdzie do głowy zastanawianie się ile na danej książce zarabia autor. Bo zdarza się, że prawie w ogóle. I nie, ten wpis nie jest po to, by narzekać, lecz wyjaśniać, bo sama jeszcze niedawno nie miałam pojęcia co składa się na cenę książki.
Cena tekstu
Zacznijmy od początku, czyli od samego tekstu. Bo to oczywiste, że im jest go więcej, tym cena druku jest wyższa, tym bardziej w przypadku książek naukowych lub popularnonaukowych. Czasami zaskakuje nawet cena publikacji o takiej tematyce wydawanych w formie ebooka, ale przecież w takiej sytuacji autor dzieli się z nami swoją wiedzą, często zdobywaną przez wiele lat. Nic więc dziwnego, że się ceni.
Pisanie powieści też wymaga czasu. Oczywiście, że nie zajmując się tym zawodowo trudno pisać przez osiem godzin dziennie. W takim przypadku napisanie jednej książki zajmuje mi co najmniej rok. Niektórym mniej, innym więcej. Ale wyobraźcie sobie, że spędzacie nad stworzeniem czegoś tyle czasu i że robicie to zupełnie za darmo. Trochę przykro, nie?
Zrobić książkę
Po napisaniu książka przechodzi korektę i redakcję, za które trzeba zapłacić. Pewnie, że można pominąć ten krok. Ale ja chyba bałabym się wydać coś bez sprawdzenia, czy nie popełniłam żadnych błędów.
Następnie moją powieścią zajmuje się grafik, który ma za zadanie z tekstu przesłanego w Wordzie zrobić książkę. I to wcale nie jest takie proste. Trzeba wybrać odpowiednie wymiary, przelać tekst, ponumerować strony, wyróżnić niektóre elementy, zaprojektować okładkę i jeszcze trochę innych, mniej lub bardziej skomplikowanych rzeczy.
Skrzydełka i efekty
I teraz czas na mój ulubiony etap, czyli kwestie druku, które często mają największy wpływ na cenę książki.
Najpierw może zajmijmy się papierem. Bo niby taki niepozorny, a może być naprawdę kosztowny.
Najmniej zapłacicie za papier biały i cienki. Papiery kremowe są o wiele droższe. I wszystko zależy jeszcze od ich gramatury oraz od aktualnej dostępności na rynku. Ale mamy także papiery śliskie, które również do najtańszych nie należą.
Jeśli chodzi o okładkę – miękka będzie tańsza od twardej. Ale okładka okładce nierówna. Możemy wybrać sobie zwykłą okładkę miękką klejoną, bez żadnych dodatków. A możemy nieco zaszaleć i zdecydować się na skrzydełka (dodatkowo płatne) i druk 3D (dodatkowo płatny).
Pewnie Was nie zaskoczę, jeśli napiszę, że im więcej egzemplarzy – tym taniej wychodzi nas druk jednej książki. Ale do całości trzeba jeszcze doliczyć VAT, który w przypadku, gdy posiadamy numer ISBN – na szczęście – wynosi 5%.
Zmiany cen
Przyznam, z perspektywy osoby, która wydaje dzisiaj sama powieści, że nie jest trudno oszacować, ile kosztowało wydanie jakiejś książki. I czasem się wręcz uśmiecham, kiedy widzę powieść, która nie ma nawet 200 stron, do tego białe kartki i zwykłą okładkę, a jej cena sięga niemal stu złotych…
Tymczasem cała moja seria z imbirem ma skrzydełka, druk 3D i papier Munken Premium Cream 90 g. Bo bardzo zależy mi na tym, by te książki nie tylko się dobrze czytało, ale by też dobrze wyglądały. Do tej pory ich cena wynosiła 39,99 zł. Ze względu na dzisiejsze realia wydawnicze oraz wzrost kosztów druku (również dodruku) zdecydowałam się podwyższyć tę kwotę do 49,99 zł. W takiej cenie od 27 listopada kupicie wszystkie moje książki, także „Przydarzyło nam się życie”.
Nie jest to dla mnie łatwa decyzja i długo się nad nią zastanawiałam. Jednak – jak sami widzicie – nie jest to zależne tylko ode mnie…