O tym, że zostanę dziennikarką nie wiedziałam nawet, kiedy jechałam złożyć dokumenty na studia. Miałam być polonistką. Ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie.
Już od czasów szkoły podstawowej moim ulubionym przedmiotem był język polski. Były też konkursy polonistyczne, recytatorskie, literackie, ogólnopolska olimpiada, którą dwukrotnie skończyłam na etapie okręgowym i bardzo dobrze napisana matura z języka polskiego. Było też pisanie. I pewne schematy, których pisząc prace na język polski nie można uniknąć, a które w pewnym sensie mnie ograniczały. Mimo to podczas rekrutacji na studia postanowiłam wybrać dwa kierunki – język polski oraz dziennikarstwo i komunikację społeczną i dostałam się na oba.
Na końcu świata
Jadąc do Poznania z wynikami matury jechałam z nastawieniem, że zostawię je na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej. W końcu znałam już ten wydział z olimpiad i, co wtedy było dla mniej najważniejsze – wiedziałam, gdzie jest! A Morasko, na którym znajduje się Wydział Nauk Politycznych i Dziennikarstwa było dla mnie miejscem na końcu świata. Jednak za namową mojej kuzynki i mamy postanowiłam razem z koleżanką na ten koniec świata pojechać, żeby tylko obie dały mi spokój. Pojechałam więc i… na tym końcu świata zostałam, chociaż już wtedy od kogoś wówczas bardzo ważnego dla mnie usłyszałam, że nie nadaję się na dziennikarkę, bo… nie czytam zbyt wielu gazet. Nie zawsze jednak kogoś na to stać, by co miesiąc lub co tydzień obławiać się w najnowsze wydania w kiosku lub mieć prenumeraty internetowe. ; )
Mój pierwszy wywiad
Już w październiku jednak ten koniec świata okazał się jednym z najlepszych wyborów w moim życiu. Przez 3 lata studiów nauczyłam się wiele i chociaż niektórych może to dziwić, to na pierwszym roku uwielbiałam zajęcia z gatunków dziennikarskich. W końcu był to przedmiot, na którym mogłam słuchać wielu anegdot, szlifować swój warsztat i chociaż z opowieści dowiedzieć się, jak wygląda praca w redakcji gazety. Bo właśnie o tym dziennikarstwie pisanym marzyłam najbardziej. W tej branży zaczęłam też swoją pierwszą pracę jako dziennikarka – w lokalnym tygodniku. Już wtedy przyjęłam sobie jako cel, by bohaterami byli po prostu ciekawi ludzi, niekoniecznie sławni. I tak swój pierwszy prawdziwy wywiad miałam z panią, która pokonała raka. Nie zapomnę go nigdy. Później zaczęłam tworzyć materiały o swoich znajomych i osobach, które na przykład znałam tylko z licealnego korytarza lub z Facebooka. Tak zrobiłam chociażby kilka materiałów z Patrykiem Folusznym czy też z Karolem Płokarzem.
Dziennikarstwo, które zmienia
Moją pasją są ludzie z pasją. Tak mówię od dawna i taka jest prawda. Dlatego też jednym z bohaterów moich tekstów został Remek Komorowski – chłopak z rozszczepem kręgosłupa w odcinku lędźwiowo-krzyżowym, który gra w koszykówkę. W moim materiale powiedział, że jego największym marzeniem jest skok ze spadochronem. Kilka tygodni później okazało się, że mój artykuł przeczytał starosta ostrowski i postanowił spełnić marzenie Remka. Wtedy pierwszy raz poczułam, że dzięki swojej pracy mogę komuś pomóc.
W moim dziennikarskim życiu pojawił się tez Paweł, który jest ratownikiem medycznym, a którego dzięki mojemu tekstowi udało się „uwolnić” na początku pandemii z kwarantanny, na której przebywał razem z bratem i bezskutecznie czekał na wynik. Później tym tematem zainteresował się TVN24. Ale ja byłam pierwsza. I znów komuś pomogłam tym, że piszę.
Napisałam też kiedyś bardzo długi tekst o tym, jak wspierać osoby po stracie dziecka. Niedługo później otrzymałam maila od pani, której zmarł syn, a która po moim artykule w końcu odważyła się poprosić o pomoc i dołączyć do jednej z grup wsparcia.
Rozmowy, przed którymi stresuję się najbardziej
Do wywiadów, które zapadły mi na długo w pamięć należą też te ze sławnymi osobami. Moim pierwszym takim wywiadem był ten z Krzysztofem Antkowiakiem. Stresowałam się wtedy niesamowicie. Jak się jednak okazało – jest on bardzo otwartą, miłą i empatyczną osobą, a po nagraniu rozmawialiśmy jeszcze prawie godzinę. Dobrze zapamiętałam też chociażby rozmowę z Szymonem Reichem, która, choć tylko telefoniczna, dała mi wiele pozytywnej energii. Z kolei wywiad z Izą Zalewską zmotywował mnie do pisania książki.
> PRZECZYTAJ -> Krzysztof Antkowiak: Bóg odebrał mi hazard [ROZMOWA]
> PRZECZYTAJ -> Izabela Zalewska: zawsze mam w sobie cień nadziei [ROZMOWA]
Zawsze bardzo przeżywam też te poważniejsze rozmowy, chociażby z panią pracującą w Przylądku Nadziei czy też z Magdą, która choruje na rzadką i ciężką chorobę płuc i serca.
Dziennikarskie marzenia
W mojej pracy najważniejszy jest dla mnie człowiek i to, żeby w jak najciekawszy sposób opowiedzieć jego historię. I chociaż udaje mi się to poprzez pisanie i czasami też w radiu, to mam marzenie, by sprawdzić swoich sił jeszcze w dziennikarstwie telewizyjnym. Może więc kiedyś zamiast tylko się podpisać, powiem na antenie: „Karolina Binek, dzień dobry!”.