Tej książki miało nie być… Dlaczego wróciłam na terapię i napisałam „Przydarzyło nam się życie”?

Miało być tylko „Pachniesz imbirem”. W planach nie miałam nawet „Usłyszeć ciszę”. A tym bardziej nigdy nie myślałam o tym, że napiszę trylogię. Co się w takim razie zmieniło? I dlaczego powstało „Przydarzyło nam się życie”?

Zacznijmy od początku. A właściwie to od końca. Bo właśnie kiedy skończyłam pisać „Pachniesz imbirem”, postanowiłam, że chcę mieć do mojej książki komentarz psychologa, dzięki któremu udowodnię, że moja bohaterka wcale nie jest naiwna, że wybacza, że podejmuje takie, a nie inne decyzje i że to nie dzieje się bez powodu. Dostałam komentarz. A przy okazji wiele odpowiedzi na pytania, które sama sobie w życiu zadawałam i jednocześnie inspirację do tego, by z moich kolejnych spotkań z terapeutką powstała następna książka. Dzięki temu w „Usłyszeć ciszę” Zośka poszła na terapię, przepracowała to, co i ja sobie przepracowałam, zrozumiała, dlaczego poznawała takie, a nie inne osoby i że… no właśnie. Że jak wspomniałam już w kilku wpisach na tym blogu – przydarzyło nam się życie. Czasem trudne, czasem piękne. Ale warte tego, by przeżyć je jak najlepiej.

Gdy w życiu brakuje nawet sensu

W tekście o tym, jak powstała moja trzecia książka, przyznałam, że pisałam jednocześnie „Usłyszeć ciszę” i pracę magisterską. I obiecałam sobie i wam, że następną powieść skończę jeszcze wcześniej niż za pół roku, bo przecież po obronie wszystko pójdzie mi łatwiej i szybciej. Tymczasem było zupełnie inaczej… Bo „Przydarzyło nam się życie” powstawało od lipca, a ostatnią kropkę postawiłam w maju.

Zaczęłam właściwie zaraz po obronie. Pisałam, ale jakoś powoli. I szczerze? Niemal nie miałam na to chęci. Właściwie to na krótko po tym, jak przed imieniem i nazwiskiem pojawiły mi się trzy literki (chociaż tak w sumie to mgr Karolina Binek podpisałam się do tej pory tylko pod zdjęciem z obrony na Fejsie), chęci nie miałam na nic. Chodziłam do pracy, przychodziłam z pracy i najchętniej od razu poszłabym spać, żeby nadszedł wreszcie kolejny taki sam dla mnie dzień. Niemal przestałam jeść, dużo płakałam, a sens w życiu zniknął mi gdzieś wraz z wyjściem z wydziału. Nagle okazało się, że te wszystkie niesamowite rzeczy, że to czytanie książek, oglądanie seriali, chodzenie na spacery, które miałam robić po obronie nie mają dla mnie najmniejszego sensu. I że nie chce mi się tego robić. A nawet nie chce mi się już czasem wstawać z łóżka.

To siła

Pamiętam, kiedy pierwszy raz powiedziałam mojej przyjaciółce, co się dzieje. I Sandra już wtedy namawiała mnie, żebym umówiła się na wizytę do psychologa. Obiecałam jej, że to zrobię. Tylko że obiecałam to przez kolejny miesiąc, a w tym kierunku, by było lepiej, nie robiłam kompletnie nic. Aż przyszedł dzień, kiedy znów – jak w piosence, którą śpiewa Stanisława Celińska, a której fragment znajduje się na pierwszej stronie „Przydarzyło nam się życie” – zaczęłam składać się z drobnych supełków. A tak właściwie to przyszła wiadomość od kogoś dla mnie bardzo ważnego. Po tej wiadomości był znów wielki płacz i telefon do Sandry. I kolejna obietnica, że tym razem na pewno odezwę się do mojej psycholog. Tym razem jednak rzeczywiście napisałam do Asi. Bo wiedziałam, że inaczej nie dam już sobie rady. I wreszcie też zrozumiałam, że powrót na terapię to nie oznaka słabości. To oznaka wielkiej siły.

Kogo musiałam poznać?

Do tej samej decyzji dochodzi też w pewnym momencie Zośka. Bo znów – wiele wydarzeń z mojego życia, dzieje się też jednocześnie u Zośki. Ktoś przestaje się do niej odzywać, a ktoś się pojawia. I to ktoś, kogo nigdy nie spodziewała się poznać, ktoś, kto jest odpowiedni dla niej na ten moment, kto pokazuje, że chociaż wydawało jej się, że wszystko ma już poukładane, to że jest jeszcze coś, co powinna uznać, uwolnić i uzdrowić. I chociaż piękna, to ta relacja od początku nie jest dla niej łatwa. Bo wracają przyzwyczajenia z przeszłości, pojawiają się trudne pytania i tematy do rozmów, których raczej się nie spodziewała. Ale w tym wszystkim oboje są dla siebie doskonałymi nauczycielami.

Tak samo jak dla mnie doskonałymi nauczycielami były i są osoby, którym zadedykowałam moje książki i dzięki którym te książki napisałam. Bo żeby powstało „Pachniesz imbirem”, musiałam poznać Pawła. Żeby powstało „Usłyszeć ciszę” – musiałam poznać Sandrę. A „Przydarzyło nam się życie” napisałam dzięki M. i dla niego. I nie tylko Wam, ale też Tobie, Czytaczu tego wpisu dziękuję, że jesteś. Bo dzięki temu wiem, że jestem komuś potrzebna i że to moje życie ma sens.

PS Tak, Czytaczu, nie Czytelniku. Bo uwielbiam takie wymyślone słowa. A zresztą – przecież ja całe życie coś wymyślam. I jeszcze o tym piszę. Śmiesznie, nie? 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *