Musiałam ich wszystkich poznać, czyli dlaczego czekaliście na drugą książkę 6 lat

Dziesięciu. Tylu mężczyzn musiałam poznać w swoim życiu, żeby powstała moja druga książka. Mimo że zaczęłam ją pisać w 2015 roku.

O każdym z tych mężczyzn ze względów osobistych nie chcę tutaj pisać. Ale są tacy, którzy bardzo na to zasłużyli. Dlatego będzie to opowieść o nich, o mnie i o tym, jak sama zaczęłam pachnieć imbirem.

Kilka początków

Najpierw, już w grudniu 2015 roku zaczęłam pisać kontynuację „Arbuza”. Miałam nawet jej kilkadziesiąt stron i zaczynała się od momentu, kiedy główna bohaterka – Ada szła poznać mamę swojego chłopaka Damiana. Oczywiście była to typowa wredna teściowa. Jednak pisanie tej części szybko przestało być dla mnie fascynujące i już tak bardzo nie odnajdywałam się w świecie wymyślonym kilka lat wcześniej. Gdzieś wewnętrznie czułam, że druga książka ma być bardziej dojrzała. A nie potrafiłam nadać tego charakteru przygodom Szarotków.

Zaczęłam więc drugi raz. Tym razem książka zaczynała się od momentu rozstania dwojga ludzi. On wystawił jej za drzwi walizki ze wspólnego mieszkania, bo zakochał się w innej, ona zrozpaczona sytuacją postanowiła wyjechać do domku na wsi, który odziedziczyła po niedawno zmarłej ciotce i rozpocząć tam nowe życie. Doprawdy przepiękna historia! I historia, jakich wiele, która powstawała aż do momentu, w którym to… umarł mój laptop. Był niewiele młodszy ode mnie (a miałam wtedy osiemnaście lat!) i kategorycznie postanowił odmówić mi współpracy. Był nie do odratowania. Podobnie jak moja druga książka.

Długo trwało, zanim ponownie zaczęłam pisać – tym razem już „Pachniesz imbirem”. Czekałam na inspirację nawet nie zdając sobie sprawy, że miała miejsce już rok wcześniej, kiedy to zostawił mnie chłopak.

Krótki poradnik jak zacząć pachnieć imbirem

E. zostawił mnie na tydzień przed wydaniem mojej książki. Bo uznał, że jestem dla niego za mądra i on przy mnie nie może być sobą. Jak bardzo to przeżyłam – wiedzą tylko moi rodzice, brat i… znajomi, którzy polajkowali na Facebooku post z okładką mojej książki, a który usunęłam w dniu mojej rozpaczy stwierdzając, że książki nie będzie, bo ja chcę być z E. (brawo, Karolino!). Rozpacz jednak po kilku miesiącach poszła, poszedł sobie E., a przyszedł P. P., z którym od początku żyliśmy w dwóch zupełnie różnych światach, a który postanowił się dla mnie zmieniać. Zaczął więc czytać książki, pisać wiersze, chodzić do kościoła i poszukiwać wszelkiego rodzaju zainteresowań. Poszukiwał ich tak przez prawie 3 lata, aż w końcu stwierdził, że przeze mnie nie jest sobą (następny!) i dusi się w tym związku. Aby ulżyć jego oddechowi, zostawiłam go szybciej niż mój pies zostawia swoje legowisko, kiedy zauważa w misce jedzenie. Wtedy nie czułam nic, nie było rozpaczy, nie było płaczu. Była nadzieja na lepsze jutro. I był Tinder, którego, bynajmniej, nie zaczęłam używać w celach matrymonialnych, a poszukiwania bohaterów do wywiadów, bo już wtedy pracowałam jako dziennikarka. Ilu z nich poznałam na tej platformie wiem tylko ja. Ale był to hm… interesujący etap mojego życia i etap, z którego do dziś zostało mi dwóch bardzo dobrych kolegów.

Zrozumiał mnie Kortez

Gdzieś w międzyczasie zaczęłam słuchać Korteza. Najbardziej lubiłam piosenkę „Z imbirem”. Ale długo trwało, zanim zrozumiałam jej sens i to, że ja też pachnę imbirem, że mężczyźni „nie jadali dotąd takich dań”, które im serwuję (bez podtekstów proszę! xD), że nie chcą, żebym poznała ich byłą dietę i że nadejdzie kiedyś moment, w którym postanowią do niej wrócić. Ot, pięknie układający się schemat moich relacji z mężczyznami. Ale też doskonały motyw przewodni książki! I tak powstał pomysł na moją drugą powieść.

Pisz, pisz, bo czekam

Jeszcze w swojej pierwszej dziennikarskiej pracy robiłam wywiad z Pawłem, który jest ratownikiem medycznym. Później zrobiliśmy razem reportaż na studia i raz udzielił mi konsultacji do książki. To właśnie wtedy wpadłam na pomysł, że przecież jej głównym bohaterem też może być ratownik medyczny i w taki sposób powstał Maks. Paweł wybrał mu imię i zaczął czytać wszystkie napisane przeze mnie rozdziały. Doradzał, podrzucał pomysły, motywował i tak bardzo denerwował pisząc do mnie prawie codziennie: „Kiedy książka?” i „Pisz, pisz, bo czekam”. I pisał tak przez dwa lata, przez które ja pisałam książkę. Bo chociaż miałam na nią plan, to coraz trudniej było mi znaleźć czas na jej pisanie. Były studia dzienne, praca na pełen etat i w końcu licencjat. Ale były też dni, kiedy pisałam w każdej wolnej chwili, a nawet zasypiałam ze zmęczenia z laptopem na kolanach, bo tak bardzo chciałam skończyć „Pachniesz imbirem”. Coraz częściej otrzymywałam też pytania od rodziny, znajomych i czytelników o drugą książkę. A nawet zdarzyło się, że jednego z moich wujków zaczepiła na mieście zupełnie obca kobieta i zapytała, kiedy będzie moja powieść. To motywowało. I sprawiało, że z ogromną chęcią stukałam w klawiaturę.

Znowu nie będzie mojej książki w Empiku?!

6 stycznia 2021 roku postawiłam ostatnią kropkę i zaczęłam wysyłać książkę do wydawnictw. Przez cztery miesiące niecierpliwie czekałam na tę jedną wymarzoną wiadomość, że ktoś chce wydać „Pachniesz imbirem”. I owszem, doczekałam się. Jednak znowu przyszła niekorzystna umowa i bardzo duża suma do zapłacenia. Niestety nie odezwało się do mnie żadne wydawnictwo, które chciałoby wydać moją książkę za darmo. I chociaż było mi przykro, to dziś bardzo się z tego cieszę. Bo okazało się, że jestem w stanie sama zorganizować cały proces wydawniczy i mieć wpływ na to, jak będzie wyglądała moja książka od początku do końca.

Najpierw poszłam więc do Sebastiana, który w redakcji, w której pracuję jest grafikiem i składa książki. Przesłałam mu „Pachniesz imbirem” i informacje jak chcę, by wyglądała. Kilka tygodni później miałam z Sebastianem spotkanie, podczas którego ustaliliśmy, że rozpoczynamy współpracę.

Korektę książki zrobił mi Hubert – również kolega z pracy, a w kwestiach prawnych pomaga mi i często za mnie myśli Maks, z którym też pracuję. To dzięki nim moja druga książka i jej sprzedaż będzie wyglądała właśnie tak, jak sobie to wymarzyłam. I bardzo im za to dziękuję!

A o samym procesie wydawniczym przeczytacie w jednym z kolejnych wpisów.

Jeden komentarz do “Musiałam ich wszystkich poznać, czyli dlaczego czekaliście na drugą książkę 6 lat

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *