Już od pięciu lat nie słyszę ciszy. Moja historia problemów ze słuchem

Właściwie nie wiem, jak się zaczęło. Nie wie tego nikt. Są tylko podejrzenia. Że może to genetyczne, że może od tabletek, które musiałam brać przez problemy z hormonami. A może do mnie przyszło tak po prostu. Pewności nie będzie nigdy. Ale jedno pytanie zawsze. Dlaczego?

Znasz to uczucie, kiedy wracasz do domu z imprezy lub z koncertu, a w uszach słyszysz charakterystyczny szum lub pisk? Ja mam tak na co dzień. W każdej chwili, w każdej sekundzie. Gdy czytam książki, gdy piszę tekst, gdy idę spać i gdy z kimś rozmawiam. Te szumy są ze mną nieustannie. Już od pięciu lat.

Czy będę głuchą dziennikarką?

Momentu, w którym się zaczęło nie pamiętam. Ale pamiętam pierwszą wizytę u lekarza rodzinnego, pierwsze skierowanie do laryngologa, pierwsze badanie słuchu i pierwsze tabletki. Tabletki, które brał mój dziadek po dwóch udarach. I po których na pewno miało być lepiej. Ale nie było. Dostałam więc kolejne opakowanie. I wciąż bez zmian. Jak szumiało, tak szumi. A ciszy wciąż nie słyszę.

Zmieniłam więc lekarza. Poszłam do neurologa. Bo może jednak to nie uszy, a głowa? Kilka dni później miałam robiony rezonans z podejrzeniem guza mózgu. Czekanie na opis, wielki stres, płacz, bezradność i jedna prośba do Boga. Wytrzymam te szumy, ale chcę jeszcze żyć. „Nic tam nie masz” – powiedział mój przyjaciel, gdy otwarł wyniki, bo ja nie chciałam tego zrobić. Bóg posłuchał. Ale ja nadal nie słyszę ciszy.

Później był kolejny laryngolog. Inne badania. Inne tabletki. Inne podejrzenia. Może to otoskleroza. Ale dopóki nie będziemy mieć pewności, to najlepiej brać wyciąg z miłorzębu japońskiego w formie tabletek. Takich, które na opakowaniu mają napisane „stosować w celu poprawy zdolności poznawczych u osób starszych oraz łagodnej demencji”. Z tym że ja mam w tym czasie 21 lat, wielkie marzenia na przyszłość i prawdopodobnie chorobę, w której stopniowo traci się słuch aż do momentu, w którym będzie możliwe przeprowadzenie operacji. Zabolało. Bo lubię być w czymś pierwsza. Ale nie chciałam zostać pierwszą głuchą dziennikarką.

Fot. Mateusz Zys OMI/misyjne.pl

Są takie dni i jest nadzieja

Montowałam więc materiały na zajęcia z pracowni radiowej i płakałam. Bo na jednych badaniach wyszło, że nie słyszę niskich tonów. Skąd więc miałam mieć pewność, że inni usłyszą moje nagranie tak samo jak ja? Właściwie nie mam jej do dziś. Ale dziś jakoś sobie z tym radzę. A wtedy byłam załamana. Tak jak i dwa lata później. Bo po kupowaniu co miesiąc wyciągu z miłorzębu i powtarzanym na każdej wizycie „to może być otoskleroza”, znów postanowiłam zmienić lekarza. Ale tym razem z jeszcze większą nadzieją, że będzie lepiej i że wreszcie dowiem się, skąd ten nieustanny pisk w uszach.

Niestety po raz kolejny zmieniły się tylko podejrzenia (choroba Meniere’a) i doszły leki tak silne, że idąc po schodach, nie mogłam złapać równowagi. I wciąż nie mogłam też usłyszeć ciszy. Tak samo jak po masażach u fizjoterapeuty i następnych wizytach u laryngologów, pod których opieką wciąż jestem. Nie zdarzył się cud po namaszczeniu chorych. Nie podziałała też psychoterapia, a piszczenie w uszach nie okazało się chorobą psychosomatyczną.

-> Jestem Karolina i wczoraj skończyłam terapię

Nie zawszę więc lekarze są w stanie pomóc, nie wszystko można zdiagnozować. Czasami pozostaje w życiu jedna wielka niewiadoma. Ale nawet ona może czegoś nas nauczyć. Ja za sprawą moich problemów ze słuchem (a może i dzięki nim) zyskałam wiele. Nauczyłam sie nie rezygnować z marzeń i mimo takich przeciwności wciąż je spełniać. Nauczyłam się prosić o pomoc, co kiedyś nawet w takich sytuacjach jak przesłuchanie nagrania przychodziło mi z trudem. Przekonałam się też, na jak wiele osób mogę liczyć w trudnych chwilach i że nie są ze mną tylko na dobre, ale i na złe. I chociaż w dniu, w którym czekałam w szpitalu na kolejne badania, opublikowałam na Instagramie zdjęcie z podpisem „Byłam tak blisko i spadam”, to dziś już wiem, że wcale nie spadam, a się podnoszę. By każdego dnia nie tylko sobie, ale i Wam udowadniać, że nie ma końców. Są tylko nowe początki.

Bo po tych pięciu latach chodzenia od lekarza do lekarza nadal nikt nie wie, co mi jest. Ale wiem, że nie jestem z tym sama, że takich osób, jak ja, jest wiele. Zawsze jest ten szum, uczucie jakbyśmy tracili w uszach zasięg. Są dni, kiedy trudno wstać z łóżka, bo tak bardzo kręci się w głowie. Są dni, gdy nie zwracamy na to uwagi. A są i takie, że nie możemy zasnąć, bo tak bardzo przeszkadza nam ten dźwięk. Są chwile, w których się uśmiechamy, a są takie, że płaczemy, bo mamy dość. Tego ciągłego uczucia, jakbyśmy byli po najlepszej imprezie. Jednak wciąż jesteśmy tylko na parkiecie życia. Z nadzieją, że zanim zgasną światła, uda nam się usłyszeć ciszę. A ja jeszcze z wielkim marzeniem, że nie zostanę głuchą dziennikarką.

Fot. Archiwum

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *